Józef Wittlin: Hymn o łyżce zupy
GLI EXTRA DELLE CCG / AWS EXTRAS / LES EXTRAS DES CCGLangue: polonais
Ja ci chcę dać łyżkę ciepłej zupy,
Zamarznięty w obcej ziemi bracie,
Co się wlokłeś przez trzy długie zimy,
Coś wędrował przez trzy skwarne lata
Obszarami nieobeszłych pól –
I szedł, i szedł,
I bez końca ciągleś szedł, i szedł,
I na mokrej grudzie głowę kładł,
I w wagonach na bydlęta gnił,
I spleśniałe chleby w rowach jadł,
I tabakę z krowich gnojów żuł,
I z cuchnących bagien wodę pił,
I szedł, i szedł –
A wciąż ciebie żarły rude wszy
I kąsały ołowiane kule,
Aż wypiła cię łaknąca śmierć.
Oj, wypiła ciebie aż do dna.
Ty, coś w spiece lipca trzykroć schnął,
Aż wyschnąłeś jak ten cichy staw,
Pełen mroku o słońca zachodzie,
Ja ci chcę dać łyżkę ciepłej zupy!
Może ockniesz się z głuchej martwoty,
Ty, coś skostniał w tyralierskim rowie,
A nikt ciebie z warty nie zluzował!
Ty, mój bracie, o coś tam się bił,
Za co ciebie żarły rude wszy,
Za coś tak się wlókł i wlókł, i wlókł,
I badyle jadł,
I gnojówki pił –
Tego nie wiesz, ani ty, ni ja,
Może ci to kiedyś powie Bóg.
Ale jedno, jedno tylko wiem,
Że w tej chwili, gdy do ciebie śmierć
Szła w rynsztunku obkowanym lodem,
Szła na palcach, cicho – na paluszkach,
Tyś nie wołał ani swojej matki,
Ani ojca, ani swojej żony,
Jenoś wzywał boleściwą piersią,
Jenoś wołał skurczem nóg i rąk
I oczyma wpatrzonymi w noc,
I stygnącą w żyłach krwią wołałeś:
Łyżki zupy! Łyżki ciepłej zupy,
Którą dziś na próżno chcę ci dać.
Zamarznięty w obcej ziemi bracie,
Co się wlokłeś przez trzy długie zimy,
Coś wędrował przez trzy skwarne lata
Obszarami nieobeszłych pól –
I szedł, i szedł,
I bez końca ciągleś szedł, i szedł,
I na mokrej grudzie głowę kładł,
I w wagonach na bydlęta gnił,
I spleśniałe chleby w rowach jadł,
I tabakę z krowich gnojów żuł,
I z cuchnących bagien wodę pił,
I szedł, i szedł –
A wciąż ciebie żarły rude wszy
I kąsały ołowiane kule,
Aż wypiła cię łaknąca śmierć.
Oj, wypiła ciebie aż do dna.
Ty, coś w spiece lipca trzykroć schnął,
Aż wyschnąłeś jak ten cichy staw,
Pełen mroku o słońca zachodzie,
Ja ci chcę dać łyżkę ciepłej zupy!
Może ockniesz się z głuchej martwoty,
Ty, coś skostniał w tyralierskim rowie,
A nikt ciebie z warty nie zluzował!
Ty, mój bracie, o coś tam się bił,
Za co ciebie żarły rude wszy,
Za coś tak się wlókł i wlókł, i wlókł,
I badyle jadł,
I gnojówki pił –
Tego nie wiesz, ani ty, ni ja,
Może ci to kiedyś powie Bóg.
Ale jedno, jedno tylko wiem,
Że w tej chwili, gdy do ciebie śmierć
Szła w rynsztunku obkowanym lodem,
Szła na palcach, cicho – na paluszkach,
Tyś nie wołał ani swojej matki,
Ani ojca, ani swojej żony,
Jenoś wzywał boleściwą piersią,
Jenoś wołał skurczem nóg i rąk
I oczyma wpatrzonymi w noc,
I stygnącą w żyłach krwią wołałeś:
Łyżki zupy! Łyżki ciepłej zupy,
Którą dziś na próżno chcę ci dać.
envoyé par Krzysiek Wrona - 22/8/2016 - 08:51
Langue: italien
Traduzione italiana di Krzysiek Wrona
29 agosto 2016
29 agosto 2016
INNO SU UN CUCCHIAIO DI ZUPPA
Io ti voglio dare un cucchiaio di zuppa calda,
Fratello congelato nella terra straniera
Che ti trascinavi per tre lunghi inverni,
Che vagavi per tre estati torridi
Per aree di campi inaggirabili –
E camminavi, e camminavi,
E all’infinito di continuo camminavi, e camminavi,
E sulla zolla bagnata appoggiavi la testa,
E nei carri bestiame marcivi,
E il pane ammuffito nei fossi mangiavi,
E il tabacco da letamai masticavi,
E l’acqua dai puzzolenti pantani bevevi,
E camminavi, e camminavi –
Ti rosicchiavano continuatamente rossicci pidocchi
E ti pungevano proiettili di piombo,
Finché non ti ha bevuto la morte affamata.
Oh, ti ha bevuto fino al fondo.
Tu, che nella calura di luglio seccavi tre volte,
Finché non ti sei asciugato come questo stagno silenzioso,
Pieno d’ombra al tramonto del sole,
Io ti voglio dare un cucchiaio di zuppa calda!
Forse ti desterai dal sordo torpore,
Tu, che ti sei irrigidito nella trincea del ordine sparso,
E nessuno ti ha dato cambio alla scolta!
Ma tu, fratello mio, per cosa hai combattuto,
Per quale motivo ti rosicchiavano i rossicci pidocchi,
Per quale motivo ti trascinavi così e ti trascinavi, e ti trascinavi,
E mangiavi le frasche,
E broda del letamaio bevevi –
Non lo sappiamo né tu né io,
Forse te lo saprà dire Dio un giorno.
Ma una cosa, soltanto una cosa so,
Che in quel preciso istante, quando si avvicinava a te
La morte in armatura forgiata di ghiaccio,
Camminava in punta di piedi, piano – si avvicinava,
Tu non chiamavi né tua madre,
Né tuo padre, né moglie tua
Ma invocavi a petto doloroso,
Ma chiamavi negli spasmi delle gambe e delle braccia
E con gli occhi che volevano penetrare la notte,
E con il sangue che si rapprendeva nelle vene invocavi:
Un cucchiaio di zuppa! Un cucchiaio di zuppa calda
Che oggi invano ti voglio dare.
Io ti voglio dare un cucchiaio di zuppa calda,
Fratello congelato nella terra straniera
Che ti trascinavi per tre lunghi inverni,
Che vagavi per tre estati torridi
Per aree di campi inaggirabili –
E camminavi, e camminavi,
E all’infinito di continuo camminavi, e camminavi,
E sulla zolla bagnata appoggiavi la testa,
E nei carri bestiame marcivi,
E il pane ammuffito nei fossi mangiavi,
E il tabacco da letamai masticavi,
E l’acqua dai puzzolenti pantani bevevi,
E camminavi, e camminavi –
Ti rosicchiavano continuatamente rossicci pidocchi
E ti pungevano proiettili di piombo,
Finché non ti ha bevuto la morte affamata.
Oh, ti ha bevuto fino al fondo.
Tu, che nella calura di luglio seccavi tre volte,
Finché non ti sei asciugato come questo stagno silenzioso,
Pieno d’ombra al tramonto del sole,
Io ti voglio dare un cucchiaio di zuppa calda!
Forse ti desterai dal sordo torpore,
Tu, che ti sei irrigidito nella trincea del ordine sparso,
E nessuno ti ha dato cambio alla scolta!
Ma tu, fratello mio, per cosa hai combattuto,
Per quale motivo ti rosicchiavano i rossicci pidocchi,
Per quale motivo ti trascinavi così e ti trascinavi, e ti trascinavi,
E mangiavi le frasche,
E broda del letamaio bevevi –
Non lo sappiamo né tu né io,
Forse te lo saprà dire Dio un giorno.
Ma una cosa, soltanto una cosa so,
Che in quel preciso istante, quando si avvicinava a te
La morte in armatura forgiata di ghiaccio,
Camminava in punta di piedi, piano – si avvicinava,
Tu non chiamavi né tua madre,
Né tuo padre, né moglie tua
Ma invocavi a petto doloroso,
Ma chiamavi negli spasmi delle gambe e delle braccia
E con gli occhi che volevano penetrare la notte,
E con il sangue che si rapprendeva nelle vene invocavi:
Un cucchiaio di zuppa! Un cucchiaio di zuppa calda
Che oggi invano ti voglio dare.
envoyé par Krzysiek Wrona - 29/8/2016 - 19:28
×
Versi di Józef Wittlin dalla raccolta di poesie "Hymny" (Inni).
È una delle poesie giovanili di Wittlin, l'autore del celeberrimo romanzo "Sól ziemi" (Il sale della terra), scritta nel periodo della guerra polacco-ucraina (1918-1919)
Il testo riportato qui sotto è stato trascritto a mano dalla raccolta "Poezje", PIW, Warszawa, 1978, per la quale la scelta e la cura delle opere è stata fatta dallo stesso Wittlin prima della sua morte nel 1976 a New York.
Grzebanie wroga Hymn o łyżce zupy Litania Żydom w Polsce