To moja droga z piekła do piekła
W dół na złamanie karku gnam!
Nikt mnie nie trzyma, nikt nie prześwietla
Nie zrywa mostów, nie stawia bram!
Po grani! Po grani!
Nad przepaścią bez łańcuchów, bez wahania!
Tu na trzeźwo diabli wezmą
Zdradzi mnie rozsądek - drań
W wilczy dół wspomnienia zmienią
Ostrą grań!
Po grani! Po grani! Po grani!
Tu mi drogi nie zastąpią pokonani!
Tylko łapią mnie za nogi,
Krzyczą - nie idź! Krzyczą - stań!
Ci, co w pół stanęli drogi
I zębami, pazurami kruszą grań!
To moja droga z piekła do piekła
W przepaść na łeb na szyję skok!
"Boskiej Komedii"(1) nowy przekład
I w pierwszy krąg piekła mój pierwszy krok!
Tu do mnie! Tu do mnie!
Ruda chwyta mnie dziewczyna swymi dłońmi
I do końskiej grzywy wiąże
Szarpię grzywę - rumak rży!
Ona - co ci jest mój książę? -
Szepce mi...
Do piekła! Do piekła! Do piekła!
Nie mam czasu na przejażdżki wiedźmo wściekła!
- Nie wiesz ty co cię tam czeka -
Mówi sine tocząc łzy
- Piekło też jest dla człowieka!
Nie strasz, nie kuś i odchodząc zabierz sny!
To moja droga z piekła do piekła
Wokół postaci bladych tłok
Koń mnie nad nimi unosi z lekka
I w drugi krąg kieruje krok!
Zesłani! Zesłani!
Naznaczeni, potępieni i sprzedani!
Co robicie w piekła sztolniach
Brodząc w błocie, depcząc lód!
Czy śmierć daje ludzi wolnych
Znów pod knut!?
- To nie tak! To nie tak! To nie tak!
Nie użalaj się nad nami - tyś poeta!
Myśmy raju znieść nie mogli
Tu nasz żywioł, tu nasz dom!
Tu nie wejdą ludzie podli
Tutaj żaden nas nie zdziesiątkuje grom!
- Pani bagien, mokradeł i śnieżnych pól,
Rozpal w łaźni kamienie na biel!
Z ciał rozgrzanych niech się wytopi ból
Tatuaże weźmiemy na cel!
Bo na sercu, po lewej, tam Stalin drży,
Pot zalewa mu oczy i wąs!
Jego profil specjalnie tam kłuli my
Żeby słyszał jak serca się rwą!
To moja droga z piekła do piekła
Lampy naftowe wabią wzrok
Podmiejska chata, mała izdebka
I w trzeci krąg kieruję krok:
- Wchodź śmiało! Wchodź śmiało!
Nie wiem jak ci trafić tutaj się udało!
Ot jak raz samowar kipi, pij herbatę
Synu, pij!
Samogonu z nami wypij!
Zdrowy żyj!
Nam znośnie! Nam znośnie!
Tak żyjemy niewidocznie i bezgłośnie!
Pożyjemy i pomrzemy
Nie usłyszy o nas świat
A po śmierci wypijemy
Za przeżytych w dobrej wierze parę lat!
To moja droga z piekła do piekła
Miasto a w Mieście przy bloku blok
Wciągam powietrze i chwiejny z lekka
Już w czwarty krąg kieruję krok!
Do cyrku! Do cyrku! Do kina!
Telewizor włączyć - bajka się zaczyna!
Mama w sklepie, tata w barze
Syn z pepeszy tnie aż gra!
Na pionierskiej chuście marzeń
Gwiazdę ma!
Na mecze! Na mecze! Na wiece!
Swoje znać, nie rzucać w oczy się bezpiece!
Sąsiad - owszem, wypić można
Lecz to sąsiad, brat - to brat.
Jak świat światem do ostrożnych
Zwykł należeć i uśmiechać się ten świat!
To moja droga z piekła do piekła
Na scenie Hamlet, skłuty bok
Z którego właśnie krew wyciekła -
To w piąty krąg kolejny krok!
O Matko! O Matko!
Jakże mogłaś jemu sprzedać się tak łatwo!
Wszak on męża twego zabił
Zgładzi mnie, splugawi tron
Zniszczy Danię, lud ograbi
Bijcie w dzwon!
Na trwogę! Na trwogę! Na trwogę!
Nie wybieraj między żądzą swą a Bogiem!
Póki czas naprawić błędy
Matko, nie rób tego - stój!
Cenzor z dziewiątego rzędu:
- Nie, w tej formie to nie może wcale pójść!
To moja droga z piekła do piekła
Wódka i piwo, koniak, grog,
Najlepszych z nas ostatnia Mekka
I w szósty krąg kolejny krok!
Na górze! Na górze! Na górze!
Chciałoby się żyć najpełniej i najdłużej!
O to warto się postarać!
To jest nałóg, zrozum to!
Tam się żyje jak za cara!
I ot co!
Na dole, na dole, na dole
Szklanka wódki i razowy chleb na stole!
I my wszyscy tam - i tutaj
Tłum rozdartych dusz na pół,
Po huśtawce mdłość i smutek
Choćbyś nawet co dzień walił głową w stół!
To moja droga z piekła do piekła
Z wolna zapada nade mną mrok
Więc biesów szpaler szlak mi oświetla
Bo w siódmy krąg kieruję krok!
Tam milczą i siedzą
I na moją twarz nie spojrzą - wszystko wiedzą
Siedzą, ale nie gadają
Mętny wzrok spod powiek lśni
Żują coś, bo im wypadły
Dawno kły!
Więc stoję! Więc stoję! Więc stoję!
A przed nimi leży w teczce życie moje!
Nie czytają, nie pytają -
Milczą, siedzą - kaszle ktoś,
A za oknem werble grają -
Znów parada, święto albo jeszcze coś...
I pojąłem co chcą ze mną zrobić tu
I za gardło porywa mnie strach!
Koń mój zniknął a wy siedmiu kręgów tłum
Macie w uszach i w oczach piach!
Po mnie nikt nie wyciągnie okrutnych rąk
Mnie nie będą katować i strzyc!
Dla mnie mają tu jeszcze ósmy krąg!
Ósmy krąg, w którym nie ma już nic.
Pamiętajcie wy o mnie co sił! Co sił!
Choć przemknąłem przed wami jak cień!
Palcie w łaźni, aż kamień się zmieni w pył -
Przecież wrócę, gdy zacznie się dzień!
W dół na złamanie karku gnam!
Nikt mnie nie trzyma, nikt nie prześwietla
Nie zrywa mostów, nie stawia bram!
Po grani! Po grani!
Nad przepaścią bez łańcuchów, bez wahania!
Tu na trzeźwo diabli wezmą
Zdradzi mnie rozsądek - drań
W wilczy dół wspomnienia zmienią
Ostrą grań!
Po grani! Po grani! Po grani!
Tu mi drogi nie zastąpią pokonani!
Tylko łapią mnie za nogi,
Krzyczą - nie idź! Krzyczą - stań!
Ci, co w pół stanęli drogi
I zębami, pazurami kruszą grań!
To moja droga z piekła do piekła
W przepaść na łeb na szyję skok!
"Boskiej Komedii"(1) nowy przekład
I w pierwszy krąg piekła mój pierwszy krok!
Tu do mnie! Tu do mnie!
Ruda chwyta mnie dziewczyna swymi dłońmi
I do końskiej grzywy wiąże
Szarpię grzywę - rumak rży!
Ona - co ci jest mój książę? -
Szepce mi...
Do piekła! Do piekła! Do piekła!
Nie mam czasu na przejażdżki wiedźmo wściekła!
- Nie wiesz ty co cię tam czeka -
Mówi sine tocząc łzy
- Piekło też jest dla człowieka!
Nie strasz, nie kuś i odchodząc zabierz sny!
To moja droga z piekła do piekła
Wokół postaci bladych tłok
Koń mnie nad nimi unosi z lekka
I w drugi krąg kieruje krok!
Zesłani! Zesłani!
Naznaczeni, potępieni i sprzedani!
Co robicie w piekła sztolniach
Brodząc w błocie, depcząc lód!
Czy śmierć daje ludzi wolnych
Znów pod knut!?
- To nie tak! To nie tak! To nie tak!
Nie użalaj się nad nami - tyś poeta!
Myśmy raju znieść nie mogli
Tu nasz żywioł, tu nasz dom!
Tu nie wejdą ludzie podli
Tutaj żaden nas nie zdziesiątkuje grom!
- Pani bagien, mokradeł i śnieżnych pól,
Rozpal w łaźni kamienie na biel!
Z ciał rozgrzanych niech się wytopi ból
Tatuaże weźmiemy na cel!
Bo na sercu, po lewej, tam Stalin drży,
Pot zalewa mu oczy i wąs!
Jego profil specjalnie tam kłuli my
Żeby słyszał jak serca się rwą!
To moja droga z piekła do piekła
Lampy naftowe wabią wzrok
Podmiejska chata, mała izdebka
I w trzeci krąg kieruję krok:
- Wchodź śmiało! Wchodź śmiało!
Nie wiem jak ci trafić tutaj się udało!
Ot jak raz samowar kipi, pij herbatę
Synu, pij!
Samogonu z nami wypij!
Zdrowy żyj!
Nam znośnie! Nam znośnie!
Tak żyjemy niewidocznie i bezgłośnie!
Pożyjemy i pomrzemy
Nie usłyszy o nas świat
A po śmierci wypijemy
Za przeżytych w dobrej wierze parę lat!
To moja droga z piekła do piekła
Miasto a w Mieście przy bloku blok
Wciągam powietrze i chwiejny z lekka
Już w czwarty krąg kieruję krok!
Do cyrku! Do cyrku! Do kina!
Telewizor włączyć - bajka się zaczyna!
Mama w sklepie, tata w barze
Syn z pepeszy tnie aż gra!
Na pionierskiej chuście marzeń
Gwiazdę ma!
Na mecze! Na mecze! Na wiece!
Swoje znać, nie rzucać w oczy się bezpiece!
Sąsiad - owszem, wypić można
Lecz to sąsiad, brat - to brat.
Jak świat światem do ostrożnych
Zwykł należeć i uśmiechać się ten świat!
To moja droga z piekła do piekła
Na scenie Hamlet, skłuty bok
Z którego właśnie krew wyciekła -
To w piąty krąg kolejny krok!
O Matko! O Matko!
Jakże mogłaś jemu sprzedać się tak łatwo!
Wszak on męża twego zabił
Zgładzi mnie, splugawi tron
Zniszczy Danię, lud ograbi
Bijcie w dzwon!
Na trwogę! Na trwogę! Na trwogę!
Nie wybieraj między żądzą swą a Bogiem!
Póki czas naprawić błędy
Matko, nie rób tego - stój!
Cenzor z dziewiątego rzędu:
- Nie, w tej formie to nie może wcale pójść!
To moja droga z piekła do piekła
Wódka i piwo, koniak, grog,
Najlepszych z nas ostatnia Mekka
I w szósty krąg kolejny krok!
Na górze! Na górze! Na górze!
Chciałoby się żyć najpełniej i najdłużej!
O to warto się postarać!
To jest nałóg, zrozum to!
Tam się żyje jak za cara!
I ot co!
Na dole, na dole, na dole
Szklanka wódki i razowy chleb na stole!
I my wszyscy tam - i tutaj
Tłum rozdartych dusz na pół,
Po huśtawce mdłość i smutek
Choćbyś nawet co dzień walił głową w stół!
To moja droga z piekła do piekła
Z wolna zapada nade mną mrok
Więc biesów szpaler szlak mi oświetla
Bo w siódmy krąg kieruję krok!
Tam milczą i siedzą
I na moją twarz nie spojrzą - wszystko wiedzą
Siedzą, ale nie gadają
Mętny wzrok spod powiek lśni
Żują coś, bo im wypadły
Dawno kły!
Więc stoję! Więc stoję! Więc stoję!
A przed nimi leży w teczce życie moje!
Nie czytają, nie pytają -
Milczą, siedzą - kaszle ktoś,
A za oknem werble grają -
Znów parada, święto albo jeszcze coś...
I pojąłem co chcą ze mną zrobić tu
I za gardło porywa mnie strach!
Koń mój zniknął a wy siedmiu kręgów tłum
Macie w uszach i w oczach piach!
Po mnie nikt nie wyciągnie okrutnych rąk
Mnie nie będą katować i strzyc!
Dla mnie mają tu jeszcze ósmy krąg!
Ósmy krąg, w którym nie ma już nic.
Pamiętajcie wy o mnie co sił! Co sił!
Choć przemknąłem przed wami jak cień!
Palcie w łaźni, aż kamień się zmieni w pył -
Przecież wrócę, gdy zacznie się dzień!
envoyé par Krzysztof Wrona - 31/10/2013 - 20:30
Langue: italien
Tentativo maldestro di traduzione italiana del difficil per quanto bello testo da parte di Krzysiek Wrona
EPITAFFIO PER VLADIMIR VYSOTSKIJ
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Sto correndo giù a rotta di collo!
Nessuno mi trattiene, nessuno mi fa i raggi
Non rompe ponti, non innalza cancelli!
Lungo la cresta! Lungo la cresta!
Sopra un precipizio senza ferrate, senza esitare!
Qui andrò al diavolo anche da sobrio
Il senno mi tradirà – vigliacco
I ricordi trasformeranno la cresta ripida
In una buca cieca!
Lungo la cresta! Lungo la cresta! Lungo la cresta!
Qui non mi sbarreranno la strada dei vinti!
Mi afferrano per le caviglie solamente
Strillando: - Non andare! – strillano: - Fermo! –
Quelli che si sono fermati a metà strada
E con i denti, con gli artigli sbriciolano la cresta!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Il salto nell’abisso a testa in giù!
Una traduzione nuova della “Divina Commedia”(1)
E il mio primo passo nella prima bolgia!
Qui si avvicina! Qui si avvicina!
Una ragazza dai capelli rossi e mi acchiappa con le sue mani
E mi sta legando alla criniera del cavallo
Tiro la criniera – il destriero nitrisce!
Lei: - Che cosa ti succede, mio principe? –
Mi sussurra...
All’inferno! All’inferno! All’inferno!
Non ho tempo per le cavalcate, strega rabbiosa!
- Quel che ti aspetta là, non lo sai –
Dice piangendo le lacrime bluastre
- L’inferno è anche per gli uomini!
Non mettermi paura, non tentarmi e andando via, porta via anche i sogni!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Una folla di figure pallide intorno
Il cavallo mi solleva leggermente sopra di loro
E volge i passi verso la seconda bolgia!
Deportati! Deportati!
Marchiati, condannati e venduti!
Che cosa fate nelle gallerie dell’inferno
Sguazzando nella melma, pestando il ghiaccio!
La morte mette di nuovo la gente libera
Sotto il knut!?
- Non è così! Non è così! Non è così!
Non avere compassione di noi – sei un poeta!
Noi non avevamo sopportato il paradiso
È qui il nostro elemento, la nostra casa!
La gente abbieta non entrerà qui
Qui non ci decimerà nessun folgore!
- Signora delle paludi, dei pantani e dei campi di neve,
Arroventa i sassi fino al bianco nel bagno a vapore!
Che il dolore si faccia struggere dai corpi riscaldati
Prendiamo di mira i tatuaggi!
Perché sul cuore, a sinistra, freme Stalin là,
Il sudore innonda i suoi occhi e il baffo!
Il suo profilo ce lo pungevamo apposta là
Per fargli sentire come scoppiano i cuori!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Le lampade a petrolio chiamano la vista
Un casolare della periferia, la stanza piccola
E volgo il passo verso la terza bolgia:
- Entra, entra, coraggio! Entra, coraggio!
Non lo so, come sei riuscito ad arrivare fino qua!
Ecco, il samovar(2) sta proprio bollendo, beviti un té
Figliolo, bevi!
Bevi un po’ di samogon(3) con noi!
Vivi in salute!
Stiamo discretamente! Stiamo discretamente!
Viviamo così, invisibilmente e silenziosamente!
Camperemo e moriremo
Il mondo non sentirà di noi
E dopo la morte brinderemo
A un paio di anni vissuti in buona fede!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Città e in Città un palazzo accanto all’altro
Inspiro l’aria e barcollando leggermente
Volgo il passo nella quarta bolgia già!
Al circo! Al circo! Al cinema!
Accendere la televisione – comincia la favola!
Mamma al negozio, papà al bar
Figlio se la gioca con Phe-phe-sha!(4)
Sul fazzoleto dei sogni da pionier(5)
Ha una stella!
Alle partite! Agli stadi! Ai comizi!
Conoscere il suo posto, non dare nell’occhio alla Bezpieka(6)!
Un vicino – va bene, ci si può bere qualcosa insieme
Però è un vicino, se è un fratello – è un fratello.
Da quando mondo è il mondo ai cauti
Appartiene e sorride di solito questo mondo!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
C’è Amleto sul palcoscenico, il fianco ferito
Dal quale è uscito il sangue in quel momento –
È nella quinta bolgia il passo seguente!
Oh Madre! Oh Madre!
Come hai potuto concedergli così facilmente!
Non è forse vero che è stato lui ad ammazzare il tuo marito?
Mi ucciderà, macchierà il trono
Rovinerà la Danimarca, deprederà il popolo
Suonate la campana!
Date l’allarme! Date l’allarme! Date l’allarme!
Non scegliere fra la tua voluttà e il Dio!
Finché c’è il tempo per riparare i danni
Madre, non farlo – ferma!
Il censore dalla nona fila:
- No, in questa maniera, questo spettacolo non s’ha da fare!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Vodka e birra, cognac, grog,
L’ultima Mecca dei migliori fra di noi
E nella sesta bolgia il passo succesivo!
Lassù! Lassù! Lassù!
Ci si vorrebbe vivere in pienezza e al di più a lungo!
Vale la pena di tentare!
È un vizio, cerca di capire!
Là si vive come nei tempi dei zar!
Tutto qua!
Laggiù! Laggiù! Laggiù!
Un bicchierone di vodka e il pane scuro su tavolo!
E tutti noi là – e qua
Calca delle anime strappate a metà
La nausea e la tristezza dopo l’altalena
Anche se fossi sbattuto la testa al muro tutti i giorni!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Si mette ad imbrunire lentamente su di me
La doppia fila dei diavoli mi illumina l’itinerario allora
Perché vi volgo verso la settima bolgia!
Di là tacciono e stanno seduti
Mica mi guardano in faccia – già sanno tutto
Stanno seduti ma non parlano
Luccica da sotto le palpebre lo sguardo offuscato
Stanno masticando qualcosa, perché i canini li hanno persi
Tempo fa!
Allora sto in piedi! In piedi! In piedi!
E davanti a loro è poggiata in una cartella la mia vita!
Non leggono, non fanno delle domande –
Muti, seduti – qualcuno tossisce,
E dietro la finestra rullano i tamburi –
Di nuovo la parata, la festa o qualcos’altro ancora...
E allora ho inteso cosa vogliono fare qui di me
E il terrore mi sale alla gola!
Il mio destriero è svanito e voi, la folla delle sette bolgie
Avete la sabbia nelle orecchia e negli occhi!
Nessuno tirerà le mani spietate per prendermi
Non mi tormenteranno né raseranno a zero!
Hanno preparato l’ottava bolgia qua, apposta per me!
L’ottava bolgia, dove non c’è già proprio niente
Ricordatevi di me con tutte le vostre forze! Fortemente!
Anche se ho sfrecciato davanti a voi come un ombra!
Fate fuoco nel bagno a vapore, finché la pietra diventa polvere –
Io pure tornerò, quando incomincierà il giorno!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Sto correndo giù a rotta di collo!
Nessuno mi trattiene, nessuno mi fa i raggi
Non rompe ponti, non innalza cancelli!
Lungo la cresta! Lungo la cresta!
Sopra un precipizio senza ferrate, senza esitare!
Qui andrò al diavolo anche da sobrio
Il senno mi tradirà – vigliacco
I ricordi trasformeranno la cresta ripida
In una buca cieca!
Lungo la cresta! Lungo la cresta! Lungo la cresta!
Qui non mi sbarreranno la strada dei vinti!
Mi afferrano per le caviglie solamente
Strillando: - Non andare! – strillano: - Fermo! –
Quelli che si sono fermati a metà strada
E con i denti, con gli artigli sbriciolano la cresta!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Il salto nell’abisso a testa in giù!
Una traduzione nuova della “Divina Commedia”(1)
E il mio primo passo nella prima bolgia!
Qui si avvicina! Qui si avvicina!
Una ragazza dai capelli rossi e mi acchiappa con le sue mani
E mi sta legando alla criniera del cavallo
Tiro la criniera – il destriero nitrisce!
Lei: - Che cosa ti succede, mio principe? –
Mi sussurra...
All’inferno! All’inferno! All’inferno!
Non ho tempo per le cavalcate, strega rabbiosa!
- Quel che ti aspetta là, non lo sai –
Dice piangendo le lacrime bluastre
- L’inferno è anche per gli uomini!
Non mettermi paura, non tentarmi e andando via, porta via anche i sogni!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Una folla di figure pallide intorno
Il cavallo mi solleva leggermente sopra di loro
E volge i passi verso la seconda bolgia!
Deportati! Deportati!
Marchiati, condannati e venduti!
Che cosa fate nelle gallerie dell’inferno
Sguazzando nella melma, pestando il ghiaccio!
La morte mette di nuovo la gente libera
Sotto il knut!?
- Non è così! Non è così! Non è così!
Non avere compassione di noi – sei un poeta!
Noi non avevamo sopportato il paradiso
È qui il nostro elemento, la nostra casa!
La gente abbieta non entrerà qui
Qui non ci decimerà nessun folgore!
- Signora delle paludi, dei pantani e dei campi di neve,
Arroventa i sassi fino al bianco nel bagno a vapore!
Che il dolore si faccia struggere dai corpi riscaldati
Prendiamo di mira i tatuaggi!
Perché sul cuore, a sinistra, freme Stalin là,
Il sudore innonda i suoi occhi e il baffo!
Il suo profilo ce lo pungevamo apposta là
Per fargli sentire come scoppiano i cuori!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Le lampade a petrolio chiamano la vista
Un casolare della periferia, la stanza piccola
E volgo il passo verso la terza bolgia:
- Entra, entra, coraggio! Entra, coraggio!
Non lo so, come sei riuscito ad arrivare fino qua!
Ecco, il samovar(2) sta proprio bollendo, beviti un té
Figliolo, bevi!
Bevi un po’ di samogon(3) con noi!
Vivi in salute!
Stiamo discretamente! Stiamo discretamente!
Viviamo così, invisibilmente e silenziosamente!
Camperemo e moriremo
Il mondo non sentirà di noi
E dopo la morte brinderemo
A un paio di anni vissuti in buona fede!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Città e in Città un palazzo accanto all’altro
Inspiro l’aria e barcollando leggermente
Volgo il passo nella quarta bolgia già!
Al circo! Al circo! Al cinema!
Accendere la televisione – comincia la favola!
Mamma al negozio, papà al bar
Figlio se la gioca con Phe-phe-sha!(4)
Sul fazzoleto dei sogni da pionier(5)
Ha una stella!
Alle partite! Agli stadi! Ai comizi!
Conoscere il suo posto, non dare nell’occhio alla Bezpieka(6)!
Un vicino – va bene, ci si può bere qualcosa insieme
Però è un vicino, se è un fratello – è un fratello.
Da quando mondo è il mondo ai cauti
Appartiene e sorride di solito questo mondo!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
C’è Amleto sul palcoscenico, il fianco ferito
Dal quale è uscito il sangue in quel momento –
È nella quinta bolgia il passo seguente!
Oh Madre! Oh Madre!
Come hai potuto concedergli così facilmente!
Non è forse vero che è stato lui ad ammazzare il tuo marito?
Mi ucciderà, macchierà il trono
Rovinerà la Danimarca, deprederà il popolo
Suonate la campana!
Date l’allarme! Date l’allarme! Date l’allarme!
Non scegliere fra la tua voluttà e il Dio!
Finché c’è il tempo per riparare i danni
Madre, non farlo – ferma!
Il censore dalla nona fila:
- No, in questa maniera, questo spettacolo non s’ha da fare!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Vodka e birra, cognac, grog,
L’ultima Mecca dei migliori fra di noi
E nella sesta bolgia il passo succesivo!
Lassù! Lassù! Lassù!
Ci si vorrebbe vivere in pienezza e al di più a lungo!
Vale la pena di tentare!
È un vizio, cerca di capire!
Là si vive come nei tempi dei zar!
Tutto qua!
Laggiù! Laggiù! Laggiù!
Un bicchierone di vodka e il pane scuro su tavolo!
E tutti noi là – e qua
Calca delle anime strappate a metà
La nausea e la tristezza dopo l’altalena
Anche se fossi sbattuto la testa al muro tutti i giorni!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Si mette ad imbrunire lentamente su di me
La doppia fila dei diavoli mi illumina l’itinerario allora
Perché vi volgo verso la settima bolgia!
Di là tacciono e stanno seduti
Mica mi guardano in faccia – già sanno tutto
Stanno seduti ma non parlano
Luccica da sotto le palpebre lo sguardo offuscato
Stanno masticando qualcosa, perché i canini li hanno persi
Tempo fa!
Allora sto in piedi! In piedi! In piedi!
E davanti a loro è poggiata in una cartella la mia vita!
Non leggono, non fanno delle domande –
Muti, seduti – qualcuno tossisce,
E dietro la finestra rullano i tamburi –
Di nuovo la parata, la festa o qualcos’altro ancora...
E allora ho inteso cosa vogliono fare qui di me
E il terrore mi sale alla gola!
Il mio destriero è svanito e voi, la folla delle sette bolgie
Avete la sabbia nelle orecchia e negli occhi!
Nessuno tirerà le mani spietate per prendermi
Non mi tormenteranno né raseranno a zero!
Hanno preparato l’ottava bolgia qua, apposta per me!
L’ottava bolgia, dove non c’è già proprio niente
Ricordatevi di me con tutte le vostre forze! Fortemente!
Anche se ho sfrecciato davanti a voi come un ombra!
Fate fuoco nel bagno a vapore, finché la pietra diventa polvere –
Io pure tornerò, quando incomincierà il giorno!
envoyé par Krzysiek Wrona - 7/11/2013 - 23:19
Note:
(1) "Divina Commedia" di Dante Alighieri.
(2) Un samovar (in russo: самова́р ) è un contenitore metallico tradizionalmente usato in Russia, nei paesi slavi, in Iran, nel Kashmir e in Turchia per scaldare l'acqua. Poiché l'acqua calda è normalmente usata per la preparazione del tè, molti samovar presentano nella parte alta un alloggiamento atto a sostenere e scaldare una teiera di tè concentrato.
(3) Il samogón è un superalcolico ottenuto mediante distillazione artigianale grazie a strumenti artigianali o industriali di masse alcoliche (mosti), risultato della fermentazione di zuccheri, dello zucchero dei cereali, di patate, barbabietole, frutta e altri prodotti contenenti zucchero e sostanze amidacee. Prodotto spesso in maniera clandestina.
(4) Phe-phe-sha. Il PPSh-41 (Пистолет-пулемёт Шпагина 1941, Pistolet-Pulemyot Shpagina 1941, "pistola mitragliatrice Shpagin 1941") è un mitra sovietico progettato da Georgi Shpagin come alternative al più costoso e complesso PPD-40. Fu soprannominato Phe-phe-sha dai sovietici e Burp Gun dagli americani, data la sua altissima cadenza di fuoco.
(5) Pioniere (Unione Sovietica). I pionieri nell'Unione delle Repubbliche Socialiste Sovietiche. Le organizzazioni giovanili del PCUS, o movimento dei pionieri (Пионерское движение), raggruppavano i ragazzi dai 10 ai 14 anni. A 15 anni i ragazzi confluivano in una successiva organizzazione chiamata Komsomol.
(6) La polizia segreta. La sihurezza, come dice Riccardo.
(1) "Divina Commedia" di Dante Alighieri.
(2) Un samovar (in russo: самова́р ) è un contenitore metallico tradizionalmente usato in Russia, nei paesi slavi, in Iran, nel Kashmir e in Turchia per scaldare l'acqua. Poiché l'acqua calda è normalmente usata per la preparazione del tè, molti samovar presentano nella parte alta un alloggiamento atto a sostenere e scaldare una teiera di tè concentrato.
(3) Il samogón è un superalcolico ottenuto mediante distillazione artigianale grazie a strumenti artigianali o industriali di masse alcoliche (mosti), risultato della fermentazione di zuccheri, dello zucchero dei cereali, di patate, barbabietole, frutta e altri prodotti contenenti zucchero e sostanze amidacee. Prodotto spesso in maniera clandestina.
(4) Phe-phe-sha. Il PPSh-41 (Пистолет-пулемёт Шпагина 1941, Pistolet-Pulemyot Shpagina 1941, "pistola mitragliatrice Shpagin 1941") è un mitra sovietico progettato da Georgi Shpagin come alternative al più costoso e complesso PPD-40. Fu soprannominato Phe-phe-sha dai sovietici e Burp Gun dagli americani, data la sua altissima cadenza di fuoco.
(5) Pioniere (Unione Sovietica). I pionieri nell'Unione delle Repubbliche Socialiste Sovietiche. Le organizzazioni giovanili del PCUS, o movimento dei pionieri (Пионерское движение), raggruppavano i ragazzi dai 10 ai 14 anni. A 15 anni i ragazzi confluivano in una successiva organizzazione chiamata Komsomol.
(6) La polizia segreta. La sihurezza, come dice Riccardo.
Krzysiek Wrona - 9/11/2013 - 20:49
Langue: italien
Ho cerchato di rendere un po' migliore la mia traduzione, lascio a voi la decisione se sostituire questa che ho mandato in precedenza. Un saluto.
EPITAFFIO PER VLADIMIR VYSOTSKIJ
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Sto correndo giù a rotta di collo!
Nessuno mi trattiene, nessuno mi fa i raggi
Non rompe ponti, non innalza cancelli!
Lungo la cresta! Lungo la cresta!
Sopra un precipizio senza ferrate, senza esitare!
Qui andrò al diavolo anche da sobrio
Il senno mi tradirà – vigliacco
I ricordi trasformeranno la cresta ripida
In una buca cieca!
Lungo la cresta! Lungo la cresta! Lungo la cresta!
Qui non mi sbarreranno la strada dei vinti!
Mi afferrano per le caviglie solamente
Strillando: - Non andare! – strillano: - Fermo! –
Quelli che si sono fermati a metà strada
E con i denti, con gli artigli sbriciolano la cresta!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Un salto nell’abisso a testa in giù!
Una traduzione nuova della “Divina Commedia”(1)
E il mio primo passo nella prima bolgia!
Qui si avvicina! Qui si avvicina!
Una ragazza dai capelli rossi e mi acchiappa con le sue mani
E mi sta legando alla criniera del cavallo
Tiro la criniera – il destriero nitrisce!
Lei: - Che cosa ti succede, mio principe? –
Mi sussurra...
All’inferno! All’inferno! All’inferno!
Non ho tempo per le cavalcate, strega rabbiosa!
- Quel che ti aspetta là, non lo sai –
Dice piangendo lacrime bluastre
- L’inferno è anche per gli uomini!
Non mettermi paura, non tentarmi e andando via, porta via anche i sogni!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Una folla di figure pallide intorno
Il cavallo mi solleva leggermente sopra di loro
E volge i passi verso la seconda bolgia!
Deportati! Deportati!
Marchiati, condannati e venduti!
Che cosa fate nelle gallerie dell’inferno
Sguazzando nella melma, pestando il ghiaccio!
La morte mette di nuovo la gente libera
Sotto il knut!?
- Non è così! Non è così! Non è così!
Non avere compassione di noi – sei un poeta!
Noi non avevamo sopportato il paradiso
È qui il nostro elemento, la nostra casa!
La gente abbieta non entrerà qui
Qui non ci decimerà nessun folgore!
- Signora delle paludi, dei pantani e dei campi di neve,
Arroventa i sassi fino al bianco nel bagno a vapore!
Che il dolore si faccia struggere dai corpi riscaldati
Prendiamo di mira i tatuaggi!
Perché sul cuore, a sinistra, freme Stalin là,
Il sudore innonda i suoi occhi e il baffo!
Il suo profilo ce lo pungevamo apposta là
Per fargli sentire come scoppiano i cuori!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Le lampade a petrolio chiamano la vista
Un casolare della periferia, una stanza piccola
E volgo il passo verso la terza bolgia:
- Entra, entra, coraggio! Entra, coraggio!
Non lo so, come sei riuscito ad arrivare fino qua!
Ecco, il samovar(2) sta proprio bollendo, beviti un te
Figliolo, bevi!
Bevi un po’ di samogón(3) con noi!
Vivi in salute!
Stiamo discretamente! Stiamo discretamente!
Viviamo così, invisibilmente e silenziosamente!
Camperemo e moriremo
Il mondo non sentirà di noi
E dopo la morte brinderemo
A un paio di anni vissuti in buona fede!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Città e in Città un palazzo accanto all’altro
Inspiro l’aria e barcollando leggermente
Volgo il passo nella quarta bolgia già!
Al circo! Al circo! Al cinema!
Accendere la televisione – comincia la favola!
Mamma al negozio, papà al bar
Figlio se la gioca con Phe-phe-sha!(4)
Sul fazzoleto dei sogni da pioniere(5)
Una stella ce l’ha!
Alle partite! Agli stadi! Ai comizi!
Conoscere il suo posto, non dare nell’occhio alla Bezpieka(6)!
Un vicino – va bene, ci si può bere qualcosa insieme
Però è un vicino, se è un fratello – è un fratello.
Da quando mondo è il mondo ai cauti
Appartiene e sorride di solito questo mondo!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
C’è Amleto sul palcoscenico, il fianco ferito
Dal quale è uscito il sangue in quel momento –
È nella quinta bolgia il passo seguente!
Oh Madre! Oh Madre!
Come hai potuto concedergli così facilmente!
Non è forse vero che è stato lui ad ammazzare il tuo marito?
Mi ucciderà, macchierà il trono
Rovinerà la Danimarca, deprederà il popolo
Suonate la campana!
Date l’allarme! Date l’allarme! Date l’allarme!
Non scegliere fra la tua cupidigia e il Dio!
Finché c’è il tempo per riparare i danni
Madre, non farlo – ferma!
Il censore dalla nona fila:
- No, in questa maniera, questo spettacolo non s’ha da fare!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Vodka e birra, cognac, grog,
L’ultima Mecca dei migliori fra di noi
E nella sesta bolgia il passo succesivo!
Lassù! Lassù! Lassù!
Ci si vorrebbe vivere in pienezza e al di più a lungo!
Vale la pena di tentare!
È un vizio, cerca di capire!
Là si vive come nei tempi dei zar!
Tutto qua!
Laggiù! Laggiù! Laggiù!
Un bicchierone di vodka e il pane scuro su tavolo!
E tutti noi là – e qua
Una calca delle anime lacerate a metà
La nausea e la tristezza dopo l’altalena
Anche se tu fossi sbattuto la testa al muro tutti i giorni!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Si mette all’imbrunire lentamente su di me
La doppia fila dei diavoli mi illumina l’itinerario allora
Perché vi volgo verso la settima bolgia!
Di là tacciono e stanno seduti
Mica mi guardano in faccia – già sanno tutto
Stanno seduti ma non parlano
Luccica da sotto le palpebre lo sguardo offuscato
Stanno masticando qualcosa, perché i canini li hanno persi
Tempo fa!
Allora sto in piedi! In piedi! In piedi!
E davanti a loro giace in una cartella la mia vita!
Non leggono, non fanno delle domande –
Muti, seduti – qualcuno tossisce,
E dietro la finestra rullano i tamburi –
Di nuovo una parata, una festa o qualcos’altro ancora...
E allora ho capito che cosa vogliono fare qui di me
E il terrore mi sale alla gola!
Il mio cavallo è svanito e voi, la folla delle sette bolgie
Avete la sabbia negli orecchi e negli occhi!
Nessuno allungerà le mani spietate per prendermi
Non mi tormenteranno né raseranno a zero!
Hanno preparato l’ottava bolgia qua, apposta per me!
L’ottava bolgia, dove non c’è già proprio niente.
Ricordatevi di me con tutte le vostre forze! Fortemente!
Anche se ho sfrecciato davanti a voi come un ombra!
Fate fuoco nel bagno a vapore, finché la pietra diventa polvere –
Io pure tornerò, quando incomincierà il giorno!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Sto correndo giù a rotta di collo!
Nessuno mi trattiene, nessuno mi fa i raggi
Non rompe ponti, non innalza cancelli!
Lungo la cresta! Lungo la cresta!
Sopra un precipizio senza ferrate, senza esitare!
Qui andrò al diavolo anche da sobrio
Il senno mi tradirà – vigliacco
I ricordi trasformeranno la cresta ripida
In una buca cieca!
Lungo la cresta! Lungo la cresta! Lungo la cresta!
Qui non mi sbarreranno la strada dei vinti!
Mi afferrano per le caviglie solamente
Strillando: - Non andare! – strillano: - Fermo! –
Quelli che si sono fermati a metà strada
E con i denti, con gli artigli sbriciolano la cresta!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Un salto nell’abisso a testa in giù!
Una traduzione nuova della “Divina Commedia”(1)
E il mio primo passo nella prima bolgia!
Qui si avvicina! Qui si avvicina!
Una ragazza dai capelli rossi e mi acchiappa con le sue mani
E mi sta legando alla criniera del cavallo
Tiro la criniera – il destriero nitrisce!
Lei: - Che cosa ti succede, mio principe? –
Mi sussurra...
All’inferno! All’inferno! All’inferno!
Non ho tempo per le cavalcate, strega rabbiosa!
- Quel che ti aspetta là, non lo sai –
Dice piangendo lacrime bluastre
- L’inferno è anche per gli uomini!
Non mettermi paura, non tentarmi e andando via, porta via anche i sogni!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Una folla di figure pallide intorno
Il cavallo mi solleva leggermente sopra di loro
E volge i passi verso la seconda bolgia!
Deportati! Deportati!
Marchiati, condannati e venduti!
Che cosa fate nelle gallerie dell’inferno
Sguazzando nella melma, pestando il ghiaccio!
La morte mette di nuovo la gente libera
Sotto il knut!?
- Non è così! Non è così! Non è così!
Non avere compassione di noi – sei un poeta!
Noi non avevamo sopportato il paradiso
È qui il nostro elemento, la nostra casa!
La gente abbieta non entrerà qui
Qui non ci decimerà nessun folgore!
- Signora delle paludi, dei pantani e dei campi di neve,
Arroventa i sassi fino al bianco nel bagno a vapore!
Che il dolore si faccia struggere dai corpi riscaldati
Prendiamo di mira i tatuaggi!
Perché sul cuore, a sinistra, freme Stalin là,
Il sudore innonda i suoi occhi e il baffo!
Il suo profilo ce lo pungevamo apposta là
Per fargli sentire come scoppiano i cuori!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Le lampade a petrolio chiamano la vista
Un casolare della periferia, una stanza piccola
E volgo il passo verso la terza bolgia:
- Entra, entra, coraggio! Entra, coraggio!
Non lo so, come sei riuscito ad arrivare fino qua!
Ecco, il samovar(2) sta proprio bollendo, beviti un te
Figliolo, bevi!
Bevi un po’ di samogón(3) con noi!
Vivi in salute!
Stiamo discretamente! Stiamo discretamente!
Viviamo così, invisibilmente e silenziosamente!
Camperemo e moriremo
Il mondo non sentirà di noi
E dopo la morte brinderemo
A un paio di anni vissuti in buona fede!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Città e in Città un palazzo accanto all’altro
Inspiro l’aria e barcollando leggermente
Volgo il passo nella quarta bolgia già!
Al circo! Al circo! Al cinema!
Accendere la televisione – comincia la favola!
Mamma al negozio, papà al bar
Figlio se la gioca con Phe-phe-sha!(4)
Sul fazzoleto dei sogni da pioniere(5)
Una stella ce l’ha!
Alle partite! Agli stadi! Ai comizi!
Conoscere il suo posto, non dare nell’occhio alla Bezpieka(6)!
Un vicino – va bene, ci si può bere qualcosa insieme
Però è un vicino, se è un fratello – è un fratello.
Da quando mondo è il mondo ai cauti
Appartiene e sorride di solito questo mondo!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
C’è Amleto sul palcoscenico, il fianco ferito
Dal quale è uscito il sangue in quel momento –
È nella quinta bolgia il passo seguente!
Oh Madre! Oh Madre!
Come hai potuto concedergli così facilmente!
Non è forse vero che è stato lui ad ammazzare il tuo marito?
Mi ucciderà, macchierà il trono
Rovinerà la Danimarca, deprederà il popolo
Suonate la campana!
Date l’allarme! Date l’allarme! Date l’allarme!
Non scegliere fra la tua cupidigia e il Dio!
Finché c’è il tempo per riparare i danni
Madre, non farlo – ferma!
Il censore dalla nona fila:
- No, in questa maniera, questo spettacolo non s’ha da fare!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Vodka e birra, cognac, grog,
L’ultima Mecca dei migliori fra di noi
E nella sesta bolgia il passo succesivo!
Lassù! Lassù! Lassù!
Ci si vorrebbe vivere in pienezza e al di più a lungo!
Vale la pena di tentare!
È un vizio, cerca di capire!
Là si vive come nei tempi dei zar!
Tutto qua!
Laggiù! Laggiù! Laggiù!
Un bicchierone di vodka e il pane scuro su tavolo!
E tutti noi là – e qua
Una calca delle anime lacerate a metà
La nausea e la tristezza dopo l’altalena
Anche se tu fossi sbattuto la testa al muro tutti i giorni!
È la mia strada dall’inferno all’inferno
Si mette all’imbrunire lentamente su di me
La doppia fila dei diavoli mi illumina l’itinerario allora
Perché vi volgo verso la settima bolgia!
Di là tacciono e stanno seduti
Mica mi guardano in faccia – già sanno tutto
Stanno seduti ma non parlano
Luccica da sotto le palpebre lo sguardo offuscato
Stanno masticando qualcosa, perché i canini li hanno persi
Tempo fa!
Allora sto in piedi! In piedi! In piedi!
E davanti a loro giace in una cartella la mia vita!
Non leggono, non fanno delle domande –
Muti, seduti – qualcuno tossisce,
E dietro la finestra rullano i tamburi –
Di nuovo una parata, una festa o qualcos’altro ancora...
E allora ho capito che cosa vogliono fare qui di me
E il terrore mi sale alla gola!
Il mio cavallo è svanito e voi, la folla delle sette bolgie
Avete la sabbia negli orecchi e negli occhi!
Nessuno allungerà le mani spietate per prendermi
Non mi tormenteranno né raseranno a zero!
Hanno preparato l’ottava bolgia qua, apposta per me!
L’ottava bolgia, dove non c’è già proprio niente.
Ricordatevi di me con tutte le vostre forze! Fortemente!
Anche se ho sfrecciato davanti a voi come un ombra!
Fate fuoco nel bagno a vapore, finché la pietra diventa polvere –
Io pure tornerò, quando incomincierà il giorno!
envoyé par Krzysiek Wrona - 10/11/2013 - 23:07
Visto che andate a puntate... como un sceneggiata telvisiva brasiliana, eccolo il "Epitaffio http://it.wikipedia.org/wiki/Epitaffio per Bub Dylanosiero".
Kaczmarski, da vivo, si divertiva anche così
https://www.youtube.com/watch?v=9bxu4hUK35w
Kaczmarski, da vivo, si divertiva anche così
https://www.youtube.com/watch?v=9bxu4hUK35w
krzyś - 10/5/2014 - 04:43
il existe une version russe de cette chanson, voir :
Jacek Kaczmarski en russe - concert "Wykopaliska/Excavations" | Яцек Качмарский "Раскопки"
(à partir de 35:11)
Jacek Kaczmarski en russe - concert "Wykopaliska/Excavations" | Яцек Качмарский "Раскопки"
(à partir de 35:11)
Ed - 20/5/2021 - 14:10
×
Testo e musica: Jacek Kaczmarski
Dall'album "Strącanie aniołów" [1982]
Testo dal sito: http://www.kaczmarski.art.pl/index.php
Epitaffio per Vladimir Vysotskij