| Versione poetica polacca di Jarosław Mikołajewski |
STARE MIASTO (W GENUI) | LA CITTA VECCHIA |
| |
W tych zaułkach gdzie, Boże słonko nie, nigdy nie dociera, | Są dzielnice, które roją się od kurew i toną w sikach, |
zbyt zajęte jest grzejąc tyłki tym znaczniejszego pochodzenia. | ich ponurej doli nawet słońce woli z dala unikać, |
Dziewczę drobne tam starą nuci pieśń kobiet upadłych, | tu z rozwianym włosem mocno zdartym głosem dziewczyna nuci, |
że nauczy cię nim nadejdzie dzień, sztuczek jeszcze ci nieznanych. | że ci, którzy płacą, na pewno nie stracą - kto spróbuje, ten powróci. |
| |
A choć to dziecko dziś i wątpić wolno ci w jej kompetencje, | Jeśli myślisz że, jeszcze mało wie, bo jest za młoda, |
pewnym możesz być, że mistrzowski sznyt i że wprawy wnet nabędzie. | nie obawiaj się, szybko spotka cię słodka nagroda. |
Stare dobre czasy, starych dobrych bogów, gdzie odeszły tamte lata, | Więc korzystaj z niej, póki wiedza jej jest jeszcze tania, |
gdy potrzeba było, aby praktykować, również trochę powołania. | bo nadeszły czasy, gdy ludowe masy nic nie robią z powołania. |
| |
Gęby rozdziawione, nogi rozkraczone i wina pełni, | W knajpie, która ma brudne stoły dwa, trzej emeryci |
czterech emerytów siedzi przy stoliku, na wpół już są śnięci. | piją aż do dna wszystko co się da, śpią jak zabici. |
Zimą czy też latem, słońce to czy słota, spotkać tam ich możesz, | Kiedy nie śpią, to dyskutują o dziwkach i rządzie, |
popijają ostro, przeklinając srodze: rząd, kobiety i pogodę. | przeklinają żon wielkie skąpstwo łon i świntuszą o narządzie. |
| |
Oni tam szukają w kielich zaglądając szczęścia promieni, | Tutaj szczęścia łyk pochłaniają w mig i piją dalej, |
ażeby zapomnieć, że zostali przecież w konia zrobieni. | by nie ucichł śmiech i nie wrócił pech dzisiaj lub wcale. |
Przyjdzie radość wieczna, gdy zapłonie świeczka przy wina beczkach, | Gdy butelki ćwierć, lekka nawet śmierć, czuła kostucha, |
cień uśmiechu wpełznie na ich twarze w niebie, gdy w ramiona śmierć ich weźmie. | chcesz, by śmierci mniej było, wino lej - nie zabije ich posucha. |
| |
Stary profesorze, czego tutaj szukasz, w obskurnej bramie, | Czego tutaj pan szuka w cieniu bram, mój profesorze, |
może tej jedynej, która da ci lekcję na swym tapczanie. | chyba tej, co wie, jak obsłużyć cię tak, że daj Boże. |
Tej, co gdy dzień jasny z pogardą nazywasz: publiczna lala | Tej, o której sam w towarzystwie dam nie wspomnisz słowem, |
tej, co nocą czarną, niecne twoje żądze, gdy zapłacisz zaspokaja. | a za której biust i łapczywość ust oddasz życie lub połowę. |
| |
Szukał będziesz jej, będziesz błagał też, nocy świętego, | Będziesz za nią wył, o jej udach śnił i brał zaliczki, |
rozchełstany wstawał, odkładając wszystko do trzydziestego, | by bez zbędnych zwłok swój skierować krok w mroczne uliczki. |
gdy wypłacą ci, to roztrwonisz w mig renty połowę, | Wszystko, co dziś masz, bez wahania dasz za to, co powie: |
by za groszy parę, usłyszeć kochane: „Kotku, misiu, szczęście moje”. | czułe słowa dwa - "lulu" i "pa pa" - i że dobry z ciebie człowiek. |
| |
Lecz, gdy się zapuścisz na pochyłe brzegi nabrzeży starych, | No a jeśli tak, na odwagi znak poszukasz draki, |
gdzie powietrze ciężkie płuca ci wypełni wonią kanałów. | wyjdziesz stąd bez jaj - będą miały raj swojskie chłopaki. |
Znajdziesz tam bandziorów wielu i typa dziwnego, który dawno temu, | Złodziej wyrwie ci wszystkie złote kły i urżnie palec, |
za kilka papierków bez skrupułów sprzedał matkę własną „Garbatemu”. | a morderca nóż obok serca tuż wbije w egzotycznym szale. |
| |
Jeśli będziesz myślał i nadal osądzał według swojej miary, | Jeśli trafią pod prawomyślny sąd, czeka ich stryczek, |
skazałbyś ich pewnie na sto lat z okładem, plus wszystkie opłaty. | albo tyle lat, ile ma ten świat, czego nie zliczę. |
Lecz jeśli zrozumiesz, jeśli pojąć umiesz, w bliźnim dojrzysz swego brata, | Ale jeśli jest stać cię na ten gest, by ujrzeć brata |
choć nie lilie polne, to też dzieci boże – to przegrani tego świata. | w tym, co jest na dnie, to poczujesz, że jest ofiarą tego świata. |