Lingua   

Józef Wittlin: Grzebanie wroga

GLI EXTRA DELLE CCG / AWS EXTRAS / LES EXTRAS DES CCG
Lingua: Polacco




GRZEBANIE WROGA

I.

Serce mam strute.

Oto kazali mi pogrzebać wroga, co zginął w bitwie.
Do ręki mi dali łopatę, palcem wskazali: wróg! –

Larmo grajcie trębacze! Larmo przeciągłe, a lute!
W kotły uderzcie dobosze! Dmijcie w mosiężne puzony
Na czarną, na straszną, ponurą – grzebania nutę!

Raźno chwyciłem łopatę, a nie wiem, kim jest mój wróg:
Czy chłop, czy pan, czy robotnik,
Czy podły człek, czy szlachetny, –
Wiem tylko jedno, że wróg.
Bo wraży kształt jego czapki i wraże na nim guziki,
Choć oczy napoły przywarte i ręka, co ściska broń
Tak samo, tak samo bolesna,
Tak samo, tak samo zmęczona,
Jak ręka brata mojego, jak brata mojego dłoń.

Więc jakże grzebać mi ciebie, wrogu ty mój oniemiony,
Skoroś jest taki, jak brat?
Więc jakże chować mi ciebie ze włoku ty wykrzywiony,
Skoro cię zabił mój brat?!

Wykołysała cię ziemia – rodna, pachnąca,
Wypiastowała cię matka – dobra, troskliwa,
Wyhołubiła cię dziewka – ciepła, wstydliwa,
Wykołysała cię ziemia – rodna, pachnąca.

Latem chodziłeś na pole – sierpem żąć żyto,
Jesienią kopałeś ziemniaki – motyką,
Zimą siedziałeś w chałupie – i piłeś,
A wiosną, a wiosną z dziewkami w karczmie tańczyłeś.

Nocamiś sypiał przy koniach na słomie zmierzwionej,
Albo też szedłeś do żony
Swej, czarnobrewy.
Ojcaś starego w chałupie trzymał, jak Pan Bóg przykazał:
Nie żałowałeś mu strawy, syn byłeś – prawy.

I wzięli cię, wzięli do wojska,
Dali ci mundur i buty,
Bajnet i gwer i patrontasz, –
Ładnie ty teraz wyglądasz
Bajnetem pokłuty!

I leżysz na polu ugorem,
Bo iść ci kazali wodzowie,
A wodzom kazali królowie,
A królom – duma i Bóg.
Od Boga wszelka jest władza,
Na trony króle On sadza,
Przeto mi leżysz u nóg.

I leżysz na polu ugorem,
Krwią się zbroczyło twe lice,
Gdyż wola była to Boża,
Aby od morza do morza
Szły mego kraju granice.

I wola była to Boża,
By nafta i przemysł węglowy
I cały nasz wyrób krajowy
Był wolny, był wolny od ceł.
Więc przeto zbyłeś swej głowy,
Nie twój będzie zasiew nowy,
I ziaren nie będziesz już mełł.

Nie pójdziesz do swej czarnobrewy,
Nie będziesz dziatek z nią miał!
Opustoszeją twe chlewy,
Ogród ci zniszczą ulewy,
Stratują koła dział.

A iżeś całe swe życie
Gnoił swą ziemię obficie,
Będziesz mi, wrogu nawozem
Pod wszystkie moje zasiewy.

Na tobie wzniosę me zamki,
Ostrogi z ostremi wieżami,
Na tobie zbuduję mą sławę
I rozpowszechnię pieśniami.

Będą się moi synowie
W szkołach o tobie uczyli:
Jakośmy ciebie zabili –
Niech im to wyjdzie na zdrowie!

II.

Serce mam strute.
Za chwilę, wraży mój chłopie,
Dół ci grobowy wykopię,
Przyklepię butem.

Leż, dumaj sobie w spokoju
O żniwach, o dziewkach przy doju,
I o tem, żeś kiepski miał wikt.
I o tym kapralu, co walił,
Gdyś fajkę sobie zapalił,
A nikt nie obronił cię, nikt!

A teraz pan jesteś hojny!
Leżysz tak sobie spokojny,
Jakbyś podwójny wziął żołd.
A wiesz ty, synu chamowy?
Za cenę twej ciemnej głowy
Królowi świat złoży hołd!

A wiesz ty? – Serce mam strute –
Dajcie mi rychło cykutę:
Zapomnieć chcę moich dni.
Bo kiedyś ja stanę przed Sędzię,
Niech wtedy żadnej nie będzie
Trutki w mem sercu, prócz krwi.

Ja wtedy chcę być wesoły,
Jak młody, szumiący las
W najsłodszym miesiącu maju,
Niechaj mi wtedy zagrają
Grajkowie niebios: anioły
I skrzypki i flet i bas.

Niech święta nam zagra Cycylja
Przebłogi hymn niepamięci
Czysty, jak czystą jest lilja,
Słodki, jak woń sianożęci.
Niech wszyscy zagrają nam święci.

Bo padniem sobie na szuję:
I ty i ja, jak kamraty,
A potem ci nogi obmyję,
A potem ci rany obmyję,
A z ran twych wykłują się kwiaty.

Zakwitniesz wtedy przecudnie
Niczym bławaty, rezeda,
W słoneczne, majowe południe:
A to zakwitnie twa bieda
A to zapachnie twa męka
Twój pot, twa krew.

O zawoniejesz oszołomnie
Wielką radością upity,
Bowiem stać będziesz koło mnie
I miłujący i syty, –
W palmę się zmieni twa ręka!

I będziesz wielce dostojny
W pańskiej, niebieskiej stodole,
A na skrwawionym twym czole
Zabłyśną święte glorjole
Wrogu mój, bracie mój, chłopie!

A ja tam będę przy tobie,
A przy nas nasi ojcowie
A przy nich ojców ojcowie –

Tam stanie nas wielka gromada,
Jakgdyby owieczek stada
Zegnali z łąk pastuszkowie.

Będą tam pany i chłopy
Z Ameryki, Azji, Europy,
Jak nieprzeliczone snopy
Zalegną tysiące włók.

Szewcy, stolarze i krawcy,
Poeci, kpy i oprawcy,
Zduny i tkacze i znawcy
Wszelakich człowieczych sztuk.

Karciarz tam będzie z kapłanem,
A żebrak z wielmożnym panem,
A bankier z sławnym kapcanem
Serdeczny bruderszaft pił.

Niemiec i Żyd i Rzymianin
Polak i Czech i Rosjanin
Ściskać się będą, co sił.

Człowiek i lew i tygrysy,
Koty i szczury i lisy
Obsiędą miedze stu skib.

Orły, kukułki i szpaki,
Chrząszcze, ba – nawet robaki
I wszystkie gatunki ryb.

Dzieci tam będą i starce
Ucieszne wyprawiać harce
A na wierzbowej fujarce
Zagra nam pastuch nasz: Bóg.

I zagra pieśń o boleści,
W której się wszystko pomieści
Krzywdy i wszystkie nadzieje…
Aż owej smutnej powieści
Dusza nam zgołębieje.

III.

– – A czego patrzysz tak głupio,
Kiedy przemawiam do ciebie?
A obróć grzecznie swą trupią
Czaszkę, gdy pan ciebie grzebie!

Ach! marny, wraży zdechlaku,
Nie krzyw się tak przeokropnie!
Ktoś inny, skoro tu przyjdzie
Bez ceremonji cię kopnie.

Naści raz jeszcze łopatą:
I koniec! Na mnie już czas!
A teraz jestem, jak głaz,
A teraz jestem, jak głaz
Zimny.– – – – – –
– – – – – – –

Larmo grajcie trębacze! Larmo przeciągłe a lute!
Larmo, larmo – dobosze!
Darmo, darmo obnoszę
Na pokaz – serce zatrute!



Pagina principale CCG

Segnalate eventuali errori nei testi o nei commenti a antiwarsongs@gmail.com




hosted by inventati.org