Банька по-белому
Vladimir Semënovič Vysotskij / Владимир Семёнович ВысоцкийVersione polacca di Jacek Kaczmarski. | |
БАЊА ДО БЕЛ ЖАР Наложи ми ја бањата, усвити до бел жар, од бел свет сум одвикнат вечност цела, да се угорам, и јас страден да имам ќар, да ми го разврзе јазикот пареата врела. Наложи ми ја бањата, стопанке мила, да се вивнам, да ја стопам оваа ганѕа, на дрвената клупа, до последна сила, да истребам секое сомнение и јанѕа. Го разбирам срамот и неприличноста, црпалка ладна вода на грб ќе си сипам, ќе се види знак од култот на личноста, заради вождот тетовиран не ќе липам. Наложи ми ја бањата, усвити до бел жар, од бел свет се одвикнав има вечност цела, да се угорам, и јас страден да имам ќар, да ми го разврзе јазикот пареата врела. Колку маки и патеки се поминати од нас, колку вери и кории се исечени до корен, а над десната града Маринка е во анфас, над левата, профил на Сталин истопорен! Ех, за мојата пожртвувана вера и служба колку ли години јас во рајот ќе се шетав! Но, се променив, ја растурив таа дружба, штом пуштив глупоста во мене да влета. Наложи ми ја бањата, усвити до бел жар, од бел свет се одвикнав, има вечност цела, да се угорам, и јас страден да имам ќар, да ми го разврзе јазикот пареата врела. Си спомувам, на брат ми тоа утро рано успеав да му кажам моите да ги чува, а двајца преубави стражари, по планот, ме поведоа во Сибирската тајга глува. Потоа, в каменолом ил’каде и да било, голтајќи солзи мешани со горка слина, до срце го дупчевме Сталин-профилот, да може да чуе како срцата ни се кинат. Наложи ми ја бањата, усвити до бел жар, од бел свет се одвикнав, има вечност цела, да се угорам, и јас страден да имам ќар, да ми го разврзе јазикот пареата врела. Ох, ме тресе помислата на времето гадно, но пареата ми ги брка мислите за тие дела. Од маглата на минатото кое беше ладно, нурнувам во магла на сегашноста врела. Ми затропаа мислите под голото теме, изгледа напразно го носам јас тој жиг. И за да си го олеснам малку тоа бреме, со метличка брезова млатам по тој лик. Наложи ми ја бањата, усвити до бел жар, од бел свет се одвикнав, има вечност цела, да се угорам, и јас страден да имам ќар, да ми го разврзе јазикот пареата врела. BANJA DO BEL ŽAR Naloži mi ja banjata, usviti do bel žar, od bel svet sum odviknat večnost cela, da se ugoram, i jas straden da imam ķar, da mi go razvrze jazikot pareata vrela. Naloži mi ja banjata, stopanke mila, da se vivnam, da ja stopam ovaa gandza, na drvenata klupa, do posledna sila, da istrebam sekoe somnenie i jandza. Go razbiram sramot i nepriličnosta, crlanka ladna boda na grb ķe si sipam, ķe se vidi znak od kultot na ličnosta, zaradi voždot tetoviran ne ķe lipam. Naloži mi ja banjata, usviti do bel žar, od bel svet sum odviknat večnost cela, da se ugoram, i jas straden da imam ķar, da mi go razvrze jazikot pareata vrela. Kolku maki i pateki se pominati od nas, kolku veri i korii se isečeni do koren, a nad desnata grada Marinka e vo anfas, nad levata, profil na Stalin istoporen! Ex, za mojata požrtvuvana vera i služba kolku li godini jas vo rajot ķe se šetav! No, se promeniv, ja rasturiv taa družba, štom puštiv gluposta vo mene da vleta. Naloži mi ja banjata, usviti do bel žar, od bel svet sum odviknat večnost cela, da se ugoram, i jas straden da imam ķar, da mi go razvrze jazikot pareata vrela. Si slomuvam, na brat mi toa utro rano uspeav da mu kažam moite da gi čuva, a dvajca preubavi stražari, po planot, me povedoa vo Sibirskata tajga gluva. Potoa, v kamenolom il'kade i da bilo, goltajķi solzi mešani so gorka slina, do srce go dupčevme Stalin-profilot, da može da čue kako srcata ni se kinat. Naloži mi ja banjata, usviti do bel žar, od bel svet sum odviknat večnost cela, da se ugoram, i jas straden da imam ķar, da mi go razvrze jazikot pareata vrela. Oh, me trese pomislata na vremeto gadno, no pareata mi gi brka mislite za tie dela. Od maglata na minatoto koe beše ladno, nurnuvam vo magla na segašnosta vrela. Mi zatropaa mislite pod goloto teme, izgleda naprazno go nosam jas toj žig. I za da si go olesnam malku toa breme, so metlička brezova mlatam po toj lik. Naloži mi ja banjata, usviti do bel žar, od bel svet sum odviknat večnost cela, da se ugoram, i jas straden da imam ķar, da mi go razvrze jazikot pareata vrela. | EPITAFIUM DLA WŁODZIMIERZA WYSOCKIEGO To moja droga z piekła do piekła W dół na złamanie karku gnam! Nikt mnie nie trzyma, nikt nie prześwietla Nie zrywa mostów, nie stawia bram! Po grani! Po grani! Nad przepaścią bez łańcuchów, bez wahania! Tu na trzeźwo diabli wezmą Zdradzi mnie rozsądek - drań W wilczy dół wspomnienia zmienią Ostrą grań! Po grani! Po grani! Po grani! Tu mi drogi nie zastąpią pokonani! Tylko łapią mnie za nogi, Krzyczą - nie idź! Krzyczą - stań! Ci, co w pół stanęli drogi I zębami, pazurami kruszą grań! To moja droga z piekła do piekła W przepaść na łeb na szyję skok! "Boskiej Komedii" nowy przekład I w pierwszy krąg piekła mój pierwszy krok! Tu do mnie! Tu do mnie! Ruda chwyta mnie dziewczyna swymi dłońmi I do końskiej grzywy wiąże Szarpię grzywę - rumak rży! Ona - co ci jest mój książę? - Szepce mi... Do piekła! Do piekła! Do piekła! Nie mam czasu na przejażdżki wiedźmo wściekła! - Nie wiesz ty co cię tam czeka - Mówi sine tocząc łzy - Piekło też jest dla człowieka! Nie strasz, nie kuś i odchodząc zabierz sny! To moja droga z piekła do piekła Wokół postaci bladych tłok Koń mnie nad nimi unosi z lekka I w drugi krąg kieruje krok! Zesłani! Zesłani! Naznaczeni, potępieni i sprzedani! Co robicie w piekła sztolniach Brodząc w błocie, depcząc lód! Czy śmierć daje ludzi wolnych Znów pod knut!? - To nie tak! To nie tak! To nie tak! Nie użalaj się nad nami - tyś poeta! Myśmy raju znieść nie mogli Tu nasz żywioł, tu nasz dom! Tu nie wejdą ludzie podli Tutaj żaden nas nie zdziesiątkuje grom! - Pani bagien, mokradeł i śnieżnych pól, Rozpal w łaźni kamienie na biel! Z ciał rozgrzanych niech się wytopi ból Tatuaże weźmiemy na cel! Bo na sercu, po lewej, tam Stalin drży, Pot zalewa mu oczy i wąs! Jego profil specjalnie tam kłuli my Żeby słyszał jak serca się rwą! To moja droga z piekła do piekła Lampy naftowe wabią wzrok Podmiejska chata, mała izdebka I w trzeci krąg kieruję krok: - Wchodź śmiało! Wchodź śmiało! Nie wiem jak ci trafić tutaj się udało! Ot jak raz samowar kipi, pij herbatę Synu, pij! Samogonu z nami wypij! Zdrowy żyj! Nam znośnie! Nam znośnie! Tak żyjemy niewidocznie i bezgłośnie! Pożyjemy i pomrzemy Nie usłyszy o nas świat A po śmierci wypijemy Za przeżytych w dobrej wierze parę lat! To moja droga z piekła do piekła Miasto a w Mieście przy bloku blok Wciągam powietrze i chwiejny z lekka Już w czwarty krąg kieruję krok! Do cyrku! Do cyrku! Do kina! Telewizor włączyć - bajka się zaczyna! Mama w sklepie, tata w barze Syn z pepeszy tnie aż gra! Na pionierskiej chuście marzeń Gwiazdę ma! Na mecze! Na mecze! Na wiece! Swoje znać, nie rzucać w oczy się bezpiece! Sąsiad - owszem, wypić można Lecz to sąsiad, brat - to brat. Jak świat światem do ostrożnych Zwykł należeć i uśmiechać się ten świat! To moja droga z piekła do piekła Na scenie Hamlet, skłuty bok Z którego właśnie krew wyciekła - To w piąty krąg kolejny krok! O Matko! O Matko! Jakże mogłaś jemu sprzedać się tak łatwo! Wszak on męża twego zabił Zgładzi mnie, splugawi tron Zniszczy Danię, lud ograbi Bijcie w dzwon! Na trwogę! Na trwogę! Na trwogę! Nie wybieraj między żądzą swą a Bogiem! Póki czas naprawić błędy Matko, nie rób tego - stój! Cenzor z dziewiątego rzędu: - Nie, w tej formie to nie może wcale pójść! To moja droga z piekła do piekła Wódka i piwo, koniak, grog, Najlepszych z nas ostatnia Mekka I w szósty krąg kolejny krok! Na górze! Na górze! Na górze! Chciałoby się żyć najpełniej i najdłużej! O to warto się postarać! To jest nałóg, zrozum to! Tam się żyje jak za cara! I ot co! Na dole, na dole, na dole Szklanka wódki i razowy chleb na stole! I my wszyscy tam - i tutaj Tłum rozdartych dusz na pół, Po huśtawce mdłość i smutek Choćbyś nawet co dzień walił głową w stół! To moja droga z piekła do piekła Z wolna zapada nade mną mrok Więc biesów szpaler szlak mi oświetla Bo w siódmy krąg kieruję krok! Tam milczą i siedzą I na moją twarz nie spojrzą - wszystko wiedzą Siedzą, ale nie gadają Mętny wzrok spod powiek lśni Żują coś, bo im wypadły Dawno kły! Więc stoję! Więc stoję! Więc stoję! A przed nimi leży w teczce życie moje! Nie czytają, nie pytają - Milczą, siedzą - kaszle ktoś, A za oknem werble grają - Znów parada, święto albo jeszcze coś... I pojąłem co chcą ze mną zrobić tu I za gardło porywa mnie strach! Koń mój zniknął a wy siedmiu kręgów tłum Macie w uszach i w oczach piach! Po mnie nikt nie wyciągnie okrutnych rąk Mnie nie będą katować i strzyc! Dla mnie mają tu jeszcze ósmy krąg! Ósmy krąg, w którym nie ma już nic. Pamiętajcie wy o mnie co sił! Co sił! Choć przemknąłem przed wami jak cień! Palcie w łaźni, aż kamień się zmieni w pył - Przecież wrócę, gdy zacznie się dzień! |